Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

scy jesteście, liberalizm wasz i pragnienie reform kończy się na platonicznych westchnieniach do Pana Boga, aby natchnął swego pomazańca. Chcielibyście chleba, ale mąkę mleć i rąk namulać nie życzycie sobie. Dla tego może Rosja długo jeszcze stękając dźwigać będzie jarzmo, bo prawdą jest, co któryś publicysta powiedział, że każdy naród ma taki rząd na jaki zasługuje.
Na tym na chwilę przerwała się rozmowa, a Henryk nie zwierzył się więcej przyjacielowi, który go też badać nie myślał.
Rozmawiali tak do północy, a gdy nadeszły konie pocztowe, poczęli się żegnać z nowym wylaniem i serdecznością.
— Więc, do widzenia w Warszawie?
— Do widzenia, Naumów, żal mi cię, że jeszcze do roboty zaprząc się nie chcesz, ale daję ci na to słowo, zawołał Henryk śmiejąc się, że odetchnąwszy naszym powietrzem, musisz się odmienić! Zresztą jeśli cię nic innego nie natchnie, to cię jaka piękna Polka nawróci?
Naumów westchnął.
— Słuchaj-no, może i ty kochasz się w tej jenerałównie za którą wszyscy oficerowie waszego pułku szaleją? Wstydź się kiedy się masz kochać to nie w moskiewce!
Światosław cały pokraśniał.
— O! złapałem cię ptaszku, nawet się nie wypierasz, teraz rozumiem dla czego spisek ci żaden nie smakuje, ale niechno tylko piękna panna zdradzi, a serce zakrwawi, zobaczysz jaki z ciebie będzie gorący rewolucjonista. Do zobaczenia w Warszawie!

∗             ∗