Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/56

Ta strona została uwierzytelniona.

rał widząc, że się na szczegółową instrukcję zabiera, uznał właściwym dodać tylko:
— Papiery i pieniądze na drogę odbierzecie w kancelarii, życzę wam szczęśliwej podróży... To mówiąc skłonił lekko głową i odszedł, ale Natalia została, usta jej uśmiechały się, niewiedzieć dla czego i na co, nie kochając tego chłopaka, który dla niej szalał... w chwili gdy ją miał opuścić, pragnęła mu się mocniej zapisać w pamięci, obawiała się aby jej tej zdobyczy nie odebrano. Zalotnice są jak obżarci, łakomi, zawsze więcej chwytają niż potrzebują, radeby drugim wydrzeć, co im samym na nic nie jest przydatnym.
— Już ja wiem, dodała Natalia ciszej, że wy postaracie się, abym miała miłe mieszkanie...
— Możecież wątpić, westchnął młodzieniec rozmarzony jej wzrokiem i ujęty, zrobię, co tylko będzie można.
— Zróbcie nawet to czego niemożna, przerwała jenerałówna... bo ja doprawdy uschnę w tej Warszawie! Jeżeli choć przez okno na świat patrzeć nie będę... Okropne miasto... całe w żałobie, codzień bójki po ulicach, ruskiego towarzystwa mało... a i to nieznajome... nudy... ani balów, ani rautów, ani muzyki... a oficerowie zajęci służbą... co my tam będziemy robili? Prawda, dodała ze żwawością wyobraźni sobie właściwą, że rewolucję za to zobaczymy, a to jak wybuch wulkanu, widok niepospolity i w naszych sferach zimnych nieznany! Ale co mi tam po tej rewolucji, która się nie bawi i nie tańcuje! Cała słyszę w nabożeństwach i po kościołach.
Mówiła to żywo, roztrzepanie, a oczyma wciąż piekła tego nieszczęśliwego Naumowa,