Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Mylisz się, odpowiedział Kuba, jest bardzo wielu, co o tym myśli i co wierzy, może, iż, gdy naród cały powstanie jako jeden człowiek, a pocznie walkę za swobodę, zwycięży. Ale ja nie należę do tych ludzi, co by dla podźwignienia Polski, pospolitych chcieli szukać środków, zużytego oręża, spisków i rewolucji. Od stu lat tyle już rewolucji orężnych daremnie robiono, iż zdaje się na wieki przeminął czas ich i era, ogromne armie, przerobienie ludzi na żołdaków, a miast na fortece, czynią wybuchy prawie niepodobnymi. To też rewolucje z pola barykad i ulicznych walk przenieść się muszą na wcale inne, na cmentarze, do izb sądowych, do zgromadzeń publicznych, a zamiast żołnierzy z bronią w ręku, walczyć w nich będą niewiasty, dzieci, starcy, kapłani i ginąć z pieśnią tryumfu.
Tu Kubie głosu zabrakło, był mocno wzruszony, Naumów słuchał, ale się uśmiechał prawie szydersko, tak był daleko od wielkiej myśli poczciwego chłopaka, który mu się wydał dziwnym marzycielem. W istocie o takiej rewolucji o jakiej mówił Kuba, Naumów nie miał nawet wyobrażenia.
Młodzież ruska jak wszelki owoc zakazany chwyta rewolucyjne idee, idzie w nich daleko bardzo i w teoriach swych nie zna żadnych granic, ale o rewolucji duchowej, o jakiej mówił akademik, nikt w Moskwie wyobrażenia nie miał.
Na ten raz przerwała się rozmowa, bo pani Bylska weszła już na sam cmentarz i wiodła Naumowa do grobu jego matki. Syn czuł się mocno wzruszony, zbliżając do skromnego kamienia pokrywającego zwłoki tej, której miłość jako pierwszą i ostatnią w życiu pa-