Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/85

Ta strona została uwierzytelniona.

— My nie chcemy czekać jutra! rzekł rozgorączkowany Naumów.
Bo chcecie używać nie pracować! odparł akademik, boście niedorośli do apostolstwa jeszcze, gotowiście pójść i dać się zabić, ale cierpieć wiek cały i kuć opokę po odrobinie z wytrwałością tych anachoretów co dłubali pieczary kijowskie, nie potraficie. Swobodę światu dadzą nie bohaterowie ale święci.
Dwaj oficerowie rozśmiali się, spoglądając na siebie, Kuba usiadł milczący i smutny.
— Czuję, odezwał się po chwili kończąc, jak wyrazy moje niedorzecznymi się wam wydać mogą, wiem że one nie znajdą ani poparcia ani uznania w masach — tym gorzej, bo w nich jest prawda!
— No, a ja, zawołał Henryk, bijąc po szaszce kaukaskiej wolę tę moją przyjaciółkę i jej pomoc nad wszelkiego ducha.
Kuba pomyślał. — Wychowali cię oni! w ich Boga i ty wierzyć musisz. Ale nie powiedział tego głośno i gdy dwaj oficerowie szeptać coś po cichu zaczęli między sobą, pożegnał się i wyszedł.
Naumów od chwili przyjazdu do stolicy był pod wpływem tego, co go otaczało, a choć się wyrzekł przeszłości, ona oddziaływała nań potajemnie. Obyczaj niewolniczy najdziwaczniej często sprzeczał się w nim z myślą, na swobodę ulecieć pragnącą. Walczył tak między dwoma światami, które się w nim z sobą zlewały; chwilami Polska górę w nim brała, to znowu moskiewskie nałogi i nawyknienia. Dodajmy do tego wspomnienie Natalii Aleksiejewnej, którego dotąd żadne inne zatrzeć nie potrafiło. W myśli Naumów często porównywał piękną Magdzię, siostrzyczkę