Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

na pustynnym nie zjawi gościńcu. Trudno uwierzyć by w ciągłéj obawie, niepewności i nieustannych ostrożnościach, które przedsiębrać było potrzeba dla siebie i powierzonéj roboty, Juliusz mógł być zdolnym do jakiéj pracy; mimo to wszakże dziwne jego usposobienie w niéj mu szukać kazało uspokojenia, ukołysania duszy. Wziął z sobą Shakespeara i Platona, i jeźli nie siedział nad rachunkami lub nie poił i nie bałamucił nadgranicznych strażników, zatapiał się w nieśmiertelnych wyrazach myśli ludzkiéj, aby zapomnieć o tém co go otaczało i oczekiwało. To maluje człowieka z pewnych względów, miłość dla kobiety upadłéj, poświęcenie dla sprawy, w któréj zwycięztwo słabo lub nic nie wierzył, gorące zajęcie robotą najmniéj ponętną i odżywianie się u źródła czystego gieniuszu. Z podobnych sprzeczności ileż razy człowiek się składa!! Takim go czyni wrodzona iskierka ducha, żywot ciężki i napojenie pojęciami różnemi... Sceptyk miał jedną wiarę w wielkość poświęcenia i skuteczność ofiar dla ludzkości, choćby pozornie daremnych. Z wielu innemi wierzył mocno, że rewolucya polska nie osięgając tego celu jaki sobie zamierzała, dójdzie do innego może ważniejszego niż ten który sobie założyła. Tak starzy alchemicy