Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

z niezgrabnością zarozumiałego nieuka. Czyniono to z rozkazu pana naczelnika wojennego, nie żeby go miał los nieszczęśliwego obchodzić i litość obudzać, lecz że twarz jeńca i ilość pieniędzy znaleziona przy nim (uszły one baczności pierwszych łupieżców którzy tylko portmonetkę zabrali) — kazały się domyślać jakiegoś ważnego politycznego w nim człowieka. Leczono go więc aby dłużéj męczyć, a nadewszystko żeby się od niego cóś dowiedzieć. Rząd moskiewski przez czas bardzo długi nie mógł trafić na żaden ślad organizacyi, łapano z początku tych co umieli milczeć lub nic nad ogólniki wygadać nie mogli; starano się więc wszelkiemi sposobami o dostanie języka. Juliusz naturalnie przeznaczonym został do Warszawy gdzie główny zasiadał trybunał, i dla tego chciano zatamować upływ krwi i zabezpieczyć się że w drodze im nie zemrze. Nie było to poszanowanie boleści ludzkiéj i człowieka, ale prosta, chłodna rachuba.
Rana zresztą była w istocie niebezpieczną, gdyż kość została zgruchotaną, cyrulik nawet nie wiedział co z nią począć, ale odgadł że odjęcie ręki było konieczném, a na tę operacyą ważyć się nie śmiał. Powołano wojskowego lekarza, który od