nim, zdrowie najniepojętszym sposobem wracało, wyczerpnięte życia zasoby odradzały się dziwnie.
Po przyjściu do sił, gdy go postawiono przed komisyą śledczą, kalekę bez ręki, między zasiadającymi w niéj postrzegł dawnego niegdyś niby przyjaciela, towarzysza szkólnego, o którego wysokiem powołaniu nowém wcale nie wiedział. Wejrzenie jego padło na bladą twarz odrzutka, który oczy osłonione okularami skrył w papierach... Nie wiedział sam czy się z tego miał cieszyć czy obawiać.
Trudno było udawać niemego, na pierwsze więc pytania odpowiedział Juliusz, że nie wiedział za co go straż nadgraniczna pochwyciła, że jechał do krewnych w Galicyi z pasportem, że się nocą obłąkał, a nie czując się wcale winnym w niczém, tłumaczyć się nie widzi powodu.
Na to po chwilce poszukiwania w papierach, odparł zimno jeden z członków komisyi odczytaniem obszernego raportu, który życie, prace, myśli i wszelkie czynności obwinionego w kraju i za granicą opisywał bardzo szczegółowo. Było w tém wiele prawdy, ale nieznajomość osób i stosunków domięszała drugie tyle fałszu, tak że akt ten dziwnie się bardzo wydawał, z jednéj strony odkrywając takie rzeczy, o których mało kto mógł wie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.