Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

cone nanieciło ten pożar patryotyczny który cudownie płonął w Moskalach, uradowanych że ich osądzono godnymi mieć jakąś własną myśl i uczucie, że oni wchodzili w rachubę i ich opinie coś nareszcie ważyły. Z baranków stali się krwiożercami... W początkach jeszcze rewolucyi panowała jakaś niepewność w sposobach zapatrywania się na nią, teraz z jednomyślnością niewolniczą wszyscy oświadczali się z mocném postanowieniem zjedzenia Polski i Polaków do ostatniego. — Wzdychając wymawiali się z tego ludożerczego apetytu koniecznością polityczną, pochlebiało im to widocznie że choć w ten sposób zębami do polityki wmięszać się mogli. Prąd tego co nazwano opinią, nie dopuszczał teraz ani się odezwać w obronie Polski. Tacy ludzie jak Żywcow i jemu podobni zmuszeni byli milczeć; o środkach łagodniejszych nie było ani mowy; wieszanie witano z uśmiechem, mordy jako sprawiedliwości wymiary, palenie jako dobry środek przerażenia, a łupież doradzaną przez konsula pr... jako nieoceniony sposób zgniecenia samowoli. Pierwsze wystąpienie Murawiewa wywołało szaloną apotheozę człowieka któremu mało wprzódy kto rękę chciał podać.
Z trwogą tym objawom niedojrzałości narodu