parcia się wszystkiego co święte, a potém... wierzę iż się odrodzi, choć nie wiem jakiemi drogami. — Bóg jest wielki!
— Znaliście Juliusza? przerwał nagle zniecierpliwiony Władysław powstając.
— Bardzo dobrze, i wysoko szacowałem tego człowieka, za spokój jaki w téj duszy czystéj i poczciwéj panował.
— A wiecież jego historyą nową? bo to co mówicie historya starożytna...
— Nic nie wiem.
— Juliusz podzielał prawie wasze przekonania, pomimo to poszedł przecież z nami, poświęcił się i oddał cały... niestety! los chciał aby się tam wmięszała i zgubiła go — kobieta.
— Nie kobieta ale grzech, rzekł poważnie Jeremi.
— No! to słabość, poprawił się Władysław. —
— Słabość w mężczyznie jest często grzechem...
— Zakochał się w istocie niegodnéj siebie, dodał Władysław, mam wielkie podejrzenie, że do rozwinięcia tego uczucia przyczyniła się wielce litość nad upadłą. — Chciał ją podźwignąć, podobało mu się odrodzenie w rodzaju V. Hugo! Owa
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.