Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

zielone sprzęty pokryte axamitem, dwa duże stoły zarzucone książkami i wspaniałe wielkie na ścianach obrazy. Dwoje wielkich drzwi przemkniętych i przysłonionych ciężkiemi kobiercowemi portierami, ukazywały się w prawo i lewo. Piękny fortepian otwarty stał przy ścianie... Posadzka cała okryta była dywanem wzorzystym. Marya obejrzała się zdumiona do koła i czując drżące pod sobą nogi, rzuciła się na fotel blisko stojący, głowa jéj opadła na dłonie, przestrach coraz bardziéj ogarniał, najdziksze myśli plątały się po głowie. W tém chwilowém ale głębokiém zadumaniu nierychło usłyszawszy szelest, podniosła oczy i znalazła się w gronie kilku stojących mężczyzn, którzy w milczeniu z ciekawością zdawali się jéj przyglądać. Z lekkim mimowolnym wykrzykiem chciała wstać, gdy starszy z nich skinieniem prosił ją, aby na miejscu została i zabrał krzesło bliżéj stojące dla siebie. Głębokie milczenie panowało w salonie, zdawało się, że nikt go przerywać nie śmiał.
W tém wszystkiém było coś tak dla niéj niepojętego, że w końcu duma kobiety przemogła obawę i oglądając się w koło, rzekła śmiało.
— Może mi téż kto z panów zechce wytłumaczyć, po co tak niezwykłym sposobem zo-