Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

świecie... miałżeby kto czoło i odwagę pomyśleć, przypuścić.
— Oskarzono panią, żeś go wydała i zdradziła!
Kobieta krzyknęła zakrywając sobie oczy, ale natychmiast porwała się z wściekłością.
— Panowie, rzekła, aby takie obwinienie uczynić, trzeba być zepsutym jak szatan... Tak! przeszłość moja czarna, plamami od stóp do głów jestem okrytą, ale serce moje kochało raz w życiu i obmyło się we łzach pokuty! Ktokolwiek jesteście zlitujcie się, nie dodawajcie mi boleści, nie zabijajcie taką okrutną potwarzą! Weźcie mi życie, zaraz, oddam je chętnie, ale nie targajcie się na jedyną jasną chwilę mojéj doli. — Słyszycie głos, tak mówić nie potrafi kto kłamie... widzicie łzy... Na Chrystusa tego, którego krzyża nie jestem godną dotknąć, przysięgam wam, jestem niewinna! Ja go kocham, ja życie dam dla jego ocalenia, a byli ludzie co posądzić mogli! O! to najcięższa kara za przeszłość.
I łzy zatamowały jéj mowę.
— Przecież, odezwał się po chwili bliżéj siedzący, wszystkie pozory są przeciwko wam... sami to widzieć musicie...
— A! i rozpaczam... przerwała Marya, ale się