ich by zmienili przekonanie o mnie... i jego i świat cały!
Przyszło jéj naprzód na myśl zrzucić te łachmany błyszczące, przywdziać odzież skromną a ubogą, wrócić do pracy ciężkiéj, do nędzy dobrowolnéj, a rozdać co miała biednym... i poświęcić się całéj na usługi kraju; ale przypomniała sobie Juliusza, którego powinna była ocalić i wzdrygnąwszy się uczuła, że dla niego musiała pozostać przy dawnych pozorach dostatku, przy stósunkach dawnych, z nie swoim już światem, którym się brzydziła. Mogła z nich i tę korzyść wyciągnąć, że wiele wiadomości ważnych obijało się o jéj uszy, bo Moskale mając ją za swoją, wcale się nie wystrzegali. — Ale zdało się jéj teraz ohydném to rzemiosło zdrady, nawet dla dobréj sprawy podejmować, chciała oddychać prawdą samą i odepchnąć fałsz na wieki.
Nazajutrz przyszedł stary Żywcow z pochmurném czołem.
— No, byłemże w cytadeli, rzekł wzdychając, dla miłości twojéj, ale nie bardzo dobre wieści przynoszę. Twój ulubiony, którego mają za jakąś ważną figurę, może być wprawdzie ocalony
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.