Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

jującym pod pozorem kalectwa, aby się z nim obchodzono łagodnie. — Wszędzie indziéj wina niedowiedziona i kalectwo zyskałyby mu litość, u nas... my się chlubimy teraz, że nie znamy co litość! — Mój Boże, mój Boże, dodał smutnie Żywcow, co oni chcą zrobić z Rosyi, duch Iwana Groźnego wstąpił we wnuki — nie maszże na to środka?
— Uspokójcie się jenerale, odparła Marya, to nie potrwa, nie widzicież, iż to wszytko wyrobione jest sztucznie, aby nie dać urosnąć współczuciu dla Polski, które się już rodziło i oburzeniu przeciw rządowi. Rząd omylił się może, wystawił to uczucie jako tarczę, a po za nią kto wie co się przygotuje i zbierze... Polaków zgnieść mogą, lecz i Rosya nie wyjdzie bez szwanku... Coś tam się knuje po cichu.
Żywcow pobladł.
— Trafiłaś w to czegom powiedzieć nie śmiał, a co mi cisnęło serce... Rosya szczepi u siebie rewolucyą! U nas jeśli ona wybuchnie straszniejszą będzie niż na całym świecie... potrzeba nam było jéj uniknąć, ona pochłonie całe pokolenia...
Starzec przerwał nagle.
— Stanie się co Bóg przeznaczył! odpowiedziała