Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

patryotyczne diatryby dzienników, głupi rozpalali się niemi do ostateczności. Nie w jedném miejscu Marya zetknęła się z ciekawą czeredą wieśniaków którym pisarz wiejski czytał artykuły „Moskiewskich Wiadomości“, drżała widząc skutki tych podżegań na ludzie... którym imie Polaka ohydzić chciano. Nazajutrz po tém gdy nadeszły partye więźniów, kobiety oblewały je pomyjami, zamykano drzwi aby chleba dostać nie mogli. Serce się ściskało patrząc na skutki téj agitacyi. Nigdy Polska nie miała tego charakteru, chwilami i przypadkowo buchnęła przeciwko najezdnikom, ale się rychło upamiętała, oddzielając Moskali zawsze od rządu moskiewskiego, nie mszcząc się na nich za winy garści obłąkanéj.
Niekiedy w oczach starszych ludzi dostrzegła iskierkę litości lub oburzenia, ale jeśli się z nią kto wydał, spuszczał zaraz źrenice zawstydzony lękając się aby nie wyszpiegowano w nim miękkiego serca.
Tak dojechała w boleściach i trwodze do stolicy... i stawiąc pierwszy krok w dworcu kolei, zetknęła się dziwnym trafem z Artemjewem, który jéj z razu nie poznał, zawahał się, ale wpatrzywszy się w nią powitał z żywą radością. — Czatował on