Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

i wszelkie pozory cywilizacyi przy najdziwniejszéj nieświadomości świata i ludzi, rygor pokrywający rozwiązłość, pedanterya urzędowa na oko utrudniająca przekupstwo, które jak jad w krew wciska się wszędzie; — od odźwiernego do ministra, kupić można wszystkich. To co się tu nazywa uczciwém, gdzieindziéj odstręczałoby podłością swoją; uczciwym zowie się ten, co bierze pieniądze ale robi za nie to co przyrzekł, uczciwy jest kto ma jedną tylko nałożnicę a nie źle obchodzi się z żoną, uczciwy kto ludzi na targu nie sprzedawał gdy było można, kto płaci czasem długi i nie prześladuje swych wierzycieli. Przy tém wszystkiém choć grzechy bliźniego nie są dla nikogo tajemnicą, surowo pilnuje się pewnéj przyzwoitości; każdy udaje, że ma sąsiada za porządnego człowieka, wymagając w zamian, aby go za takiegoż poczytywano. Nic słodszego w obcowaniu nad tych ludzi stołecznych, ale ta grzeczność ich jest frontem pałacu obróconym do Europy, po za którym stoi pustka lub kupa gruzu.
Umiejąc chodzić i grać na strunach tutejszego zepsucia, prawie wszystko co kto chce zrobić może, aby tylko nie rachować na żadne uczucia, a płacić,płacić protekcyą czyjąś, pieniędzmi, a choćby obie-