Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

z wołem pozostanie na zagonie patrząc po ludzku na krwawy bój, może ze łzami, ale bez zapału... Nie dorósł jeszcze do walki.
— Rozgrzeje się i zolbrzymieje...
— Nie, odparł stanowczo Jeremi, nie czyni się w godzinę co wieki rosnąć było powinno... Zacni jesteście moi kochani młodzieńcy, ale raczéj uczyć się historyi niżeli ją robić byliście powinni. Kłamiecie sami przed sobą tak w was wre krew. Ktoż wie, Bóg może jedno pokolenie wasze wychowane przez Muchanowa przeznaczył na heroiczną śmierć, bo do życia było niezdatne.
— Gorzkie słowa... szepnął Władysław niecierpliwiąc się.
— Gorzka zawsze prawda jak piołun, mówił Jeremi, ale piołuny są lekartwem... O Boże nasz, dodał... jakże boleśnie i gorzko patrzeć na was wyznaczonych na zagładę... bez korzyści może... choć nie bez wielkości... tyle rodzin osieroconych, tyle mogił... a po za niemi jeszcze cięższa niewola!!
Odwrócił się stary, ujął chłopca za głowę i pocałował go w czoło.
— Na polskiéj płonce wszczepili Moskale, rzekł, rewulucyjną latorośl swoją... Moskalami jesteście