Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

potrafi... wiele liczyła na dawnych stosunków wspomnienie, na pewne obowiązki które one wkładają.
Kazała więc jechać nazajutrz do pałacu ministeryum w którém władzca zajmował wspaniałe apartamenta. Ale tu w dzień posłuchania ledwie się było można docisnąć, ciżba w przedpokojach wszelkiego stanu ludzi nabijała się ogromna. Marya znając Petersburg, będąc nieco znajomą, wydobywszy parę rubli dla Szwajcara i kamerdynera, potrafiła bilet swój przed innemi przesłać ministrowi. Oddany w szczęśliwej godzinie poskutkował i służący przybiegł zaraz ją prosić nie do salonu, gdzie tłum wybranych oczekiwał na Lwa Pawłowicza, ale do osobnego gabinetu Jego Excellencyi.
W progu powitał ją z niezmierną grzecznością, trochę osiemnasty wiek przypominającą, mężczyzna bladéj twarzy, rysów bez wyrazu, słuszny, wyprostowany, przystojny, w bardzo skromnym wicemundurze bez żadnego znaku... ale mimo udanéj uprzejmości, roztargniony i zimny. Poznać w nim było łatwo człowieka który się wyrzekł wszelkich namiętności dla ambicyi i grał o wysoką stawkę. Czoło świadczyło że mu nie zbywało na zdolnościach do wybicia się nad tłum współzawodników,