mnie przyjacielem jak dawniéj?... uczynicież co dla biednéj Maryi?
— A! co tylko jest w mojéj mocy, zimno rzekł skłaniając się Lew.
— Więc po co mam z wami krążyć i omawiać, przerwała Marya, powiem od razu z czém przychodzę...
Położyła rękę na jego dłoni — spojrzała mu w oczy.
— Kocham człowieka który za... przewinienie polityczne... skazany został do ciężkich robót.
Twarz ministra zasępiła się widocznie.
— Ale ten człowiek jest niewinny, ja znam jego sposób myślenia, poszedł popchnięty nie wierząc w rewolucyą, bo szli inni, bo fałszywy wstyd go zmuszał... jest kaleką, stracił rękę...
— A! a! rzekł zimno minister, pocierając czoło, nadzwyczaj mi przykro Maryo Agathonówno, ale cóż wy chcecie bym ja na to poradził? Sprawy polskie do mnie nie należą... zresztą czas jest dla Polski, z jéj własnéj winy, bardzo niepomyślny. Powiem wam szczerze Maryo Agathonówno, dziś proście o co chcecie i za kim chcecie, ale nie za Polską i nie za Polakiem... Usposobienie przeciwko nim na dworze, w najwyższych i najniższych sfe-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.