czy to źle czy dobrze, ale tak jest... tak jest... na ulicy, w klubach, po szynkach, w biurach, w pałacu monarszym i w stajniach cesarskich znajdziecie wszędzie przeważny wpływ stronnictwa, które sobie tego człowieka za wyraz swój wybrało, za najwyższe godło... Żal mi Polski, ale dziś i myśleć nie można nawet aby się co dla niéj zrobić dało...
— Jaż przecie nie za tym biednym krajem, ale za jednym przychodzę prosić człowiekiem.
— Tak, ale ten człowiek jest Polakiem, Maryo Agathonówno, nikt się dziś za Polakiem odezwać nie śmie, byłby poczytanym za nieprzyjaciela Rosyi... Zresztą my tu w Petersburgu nie władamy tém wcale co się dzieje w Polsce; sam cesarz dał słowo honoru, że się do niczego mięszać nie będzie i ulega woli tych, którzy się podjęli ciężkiego posłannictwa uspokojenia tego kraju... Europa chciała nas zmusić do upokarzających ustępstw, dowodzim jéj, że mamy dosyć siły by pójść nietylko przeciwko niéj, ale przeciw opinii całego świata... przeciwko... no!! jeśli chcecie, przeciwko prawom odwiecznym dotąd wszędzie szanowanym.
Lew Pawłowicz potarł czoło znowu i uśmiechnął się gorzko.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.