— Czujemy się tak silni, że się nie bojemy pójść nawet przeciwko Bogu i prawom jego.
— No, dodał, ale choć się nic zrobić nie może, powiedzcie mi jednak kto to jest i jak dalece winien.
Marya nieśmiałym głosem, smutnie rozpowiedziała wszystko w krótkości, minister słuchał z uwagą zacinając usta, kiwając niekiedy głową.
— Dosyć dziś być Polakiem, rzekł, cóż dopiero gdy do tego przybywa jeszcze przewinienie polityczne! Za cesarza Mikołaja mieliśmy nadzieję nawrócenia obłąkanych, dziś już myślimy tylko o wytępieniu... Niema sposobu! Jak się odezwać! co powiedzieć! Na wszystko ci odeprą... tą nieszczęsną potrzebą polityczną... force majeure! koniecznością wyniszczenia żywiołu polskiego. Maryo Agathonówno! chcecie go ocalić, postarajcie się o to by przynajmniéj przyjął prawosławie!
Kobieta wzdrygnęła się cała.
— A! gardziłabym nim, rzekła, gdyby dla ocalenia życia, ze strachu frymarczył wiarą... Nie wiem do jakiego stopnia gorliwym jest katolikiem... ale pojmujecie przecież, żeby to była podłość.
— Ale właśnie tylko upodleniem i upokorze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.