Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

podobnie... Nawet ci co może podzielają przekonanie wasze, nie będą śmieli stanąć w waszéj obronie... Nie wielu widzą jaśniéj, a ci téż milczą zagłuszeni.
— A! więc nic! nic dla mnie, ani nawet nadziei! zawołała, o! panie mój, przyjacielu, odejmujecie mi ostatnią iskierkę...
— Nie śmiem i nie mogę sumiennie dawać wam żadnéj, rzekł poważniejąc minister, boleję nad wami, żal mi nawet Polski i Polaków, ależ sami postawili się w tém nieszczęsném położeniu... Rewolucya ich groziła przerzuceniem się do nas... musieliśmy między nią a sobą postawić tę nieprzełamaną zaporę patryotyzmu, niszczącego wszystko... Kiedy zwierz dziki napadnie jadących... dla ocalenia kilku, spychają mu z wozu najsłabszego na pastwę; i myśmy tak uczynili.
— Tak jest, odparła kobieta, dla uniknienia jednéj rewolucyi robicie drugą... o! cnotliwi homeopaci! rośmiała się szyderczo powstając z gniewem.
Lew Pawłowicz zmięszał się, zaczerwienił i zadumany począł chodzić po pokoju... zagryzając usta.
— Dajcie mi jego imie i nazwisko, rzekł uni-