Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.



Gdy Amelia przybyła pieszo odwiedzić dawną przyjaciółkę, na samym wstępie rozpłakała się naprzód nad swoją niedolą... przechadzka przypomniała jéj że nie miała karety i kamerdynera, to wycisnęło jéj łzy... Znalazła Maryą we łzach także nad odpowiedzią ministra, który zdawał się jéj wszelką odejmować nadzieję... List był niezmiernie grzeczny, pełen ubolewań i współczucia, ale zimny i ostrzegający aby się więcéj w tym interesie nie udawała do niego. Biednéj kobiecie zawracało się w głowie z rozpaczy. Z Warszawy razem odebrała zawiadomienie że Juliusz okuty w kajdany wyszedł powolną tą drogą w głąb Rosyi, do któréj za towarzyszów politycznym skazanym dobierają umyślnie złoczyńców, aby w oczach świata zrównać ich z wyrzutkami społeczeństwa.
Ten środek mechanicznego mięszania cnoty z występkiem, barbarzyńskie połączenie dwóch przeci-