Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

Marya zmięszana... Prokopie Wasiliewiczu, druhu poczciwy, siadajcie.
Stary obejrzawszy się wyszukał jako najdalsze krzesełko i usiadał na brzeżeczku z poszanowaniem, a potém począł się wpatrywać w Maryą i popłakiwać ocierając oczy i nos czerwony chustką kraciastą, którą zarazem gładził włosy i porządkował brodę z wąsami.
— A! wy nie wiecie Maryo Agathonówno, jak mnie dusznie miło was widzieć, człowiek ma serce, rzekł uderzając się w piersi jak obuchem. — O! Prokop Wasiliewicz nie zapomniał coście wy dla niego uczynili. Gdyby nie wy, dzieci i wnuki moje nie miałyby chleba kawałka... a ot teraz... Maryo Agathonówno... ja bogacz! ja kupiec wielki! Wy nie wiecie! Poszło ręką jakeście wy mnie podźwignęli.. Pan Bóg błogosławił i nie dałbym ja mojego handlu za 500,000 rubli... A to ja wszystko wam winienem... wam... i pamiętam i nie zapomnę... A wy? byliżbyście pomyśleli odwiedzić moją dominę i dowiedzieć się co się z nami dzieje? byliżbyście choć spytali o starego? A godzi się to, matko rodzona, a godzi? — I żeby nie przypadek, ja bym nawet nie wiedział że wy tutaj i nie byłbym przyszedł z głową powinną... O!