Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

bata. Samowar wniosła strojna w kokosznik służąca, szklanki i filiżanki chłopiec sklepowy w ubiorze narodowym, kraśnéj koszuli i axamitnych spodeńkach, ale z chustką na szyi co zdradzało popęd do apostazyi. Prokop skinął na Susłowa i przyprowadził go do swéj dobrodziejki.
— Pawle Porfirowiczu, rzekł podając mu sam krzesło... ja téj pani winienem wszystko, nie miałbym dziś szeląga przy duszy gdyby nie jéj łaska, co uczynić możecie dla niéj, zróbcie, a zobowiążecie mnie... I nie pożałujecie tego, nie pożałujecie, przysięgam wam na Boga żywego, o cokolwiek wy mnie potém poprosicie, nie odmówię wam.
To rzekłszy i ścisnąwszy za rękę biuralistę odszedł. Susłow odezwał się parę słów dopytując o sprawę, Marya zaraz mu ją krótko i chłodno, bez nadziei aby się to na co przydało, opowiedziała. Susłow zamyślił się mocno.
— Czy to jest człowiek bardzo znany i głośny? zapytał po chwili.
— W kraju swoim dosyć, ale cichy i skromny,