Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

— Po co? to by było gorzéj dla niego, w Polsce by go chwycili raz drugi i mybyśmy biedę mieć mogli... późniéj... wracają ludzie łatwo. Tu u nas w Rosyi będzie spokojny, Woroneż, Kursk, Wiatka, Wołogda, macie do wyboru, a co mu tam za krzywda, wyśmienity kraj!
— Wybierajcie już sami, wy lepiéj to znacie gdzie wygnaniec przesiedzieć może ciężkie dni niewoli...
Susłow skłonił głowę, Marya spojrzała mu w oczy niedowierzająco.
— Jak to? jak to? więc wy macie nadzieję? wy macie nadzieję? rzekła nabierając nieco ducha, choć z razu nie mogła pojąć aby taka maleńka figurka dokazać potrafiła, czego jéj minister odmówił...
— Ale ja byłam u ministra i on mi odmówił?
Susłow dziwnie się szyderczo uśmiechnął.
— Zapomniałem was przestrzedz, dodał, ażebyście więcéj nie udawali się ani do niego, ani do żadnéj z wielkich figur... możecie popsuć interes; mam nadzieję, że się rzeczy zrobią po cichu...