gdyby mi choć bót tak nogi szkaradnie nie obrażał. — Nie wiedzieć na co mi Pan Bóg dał tak małą nogę, a szewcy moskiewscy zdaje się że obówie robią na wielbłądy... Noga w bócie chodzi i lata za każdem poruszeniem i do krwi mi je rozdzierają ściany tego ruchomego więzienia.
— Widzisz WPan, przerwał mu ksiądz, otóż to tobie być szlachcicem: gdybyś był prostym plebejuszem jak ja, nie miałbyś takich maleńkich nóżek i byłoby ci tak wygodnie w dużym bócie moskiewskim, jak mnie prostemu chłopowi.
— Jegomość wiesz, odparł głos jeden, że szlachtę rząd narodowy skasował.
— Żebyż był i małe nogi szlacheckie za jednym zamachem także przerobił jakim dekretem! rozśmiał się księżyna.
— Patrzno jegomość, przerwał student, a ten literat czyta!
— Tak samo kochanku, jak ty fajkę palisz...
— Nie! ja jestem samoistniejszy jegomościuniu, ja dopełniam się dymem, gdy on musi aż dopełniać się duchem... zawołał student.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.