na oficera, a nadewszystko aby Juliusza uwolnić. Partya wlokąca się powoli dopiero na noc miała stanąć w powiatowém mieście.
Przeczuł to wszystko dowodzący partyą oficer, a że wiedział dobrze, iż wszelka krzywda wyrządzona Polakom ujdzie bezkarnie, i pragnął jeszcze znęcać się nad podwładnymi, szczególniéj zaś nad tym którego nazajutrz miano mu odebrać, obmyślił dla niego i dla Maryi jeszcze jednę niespodziankę.
Prawą ręką praporszczyka był podoficer Krawcow, odwołał go zaraz na stronę.
— Słuchaj, rzekł, dostaniesz rubla na wódkę, tylko mi się pospiesz dobrze, furmankę z bagażami weźmiesz i przodem popędzisz do .....owska. Masz ty tam kogo znajomego?
— No! Wasze błahorodje wie, że ja tu mam wszędzie pełno znajomych, ja tutejszy...
— Tém lepiéj, ruszaj zaraz, i wcześnie puśćcie tam głos po miasteczku, że idzie za wami partya Polaków, samych najniegodziwszych rozbójników, nieprzyjaciół cara i Rosyi... i niechaj wyjdą przeciwko nam... ale nie z chlebem i solą! rozumiesz!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.