Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

to, przeklinając, plwając, rzucając się z pięściami i kijmi na nieszczęśliwych, jak gdyby rozszarpać ich chcieli. To rozjuszenie tłumu było tak bydlęce i dzikie, że Marya na widok jego i grożącego Juliuszowi niebezpieczeństwa uląkłszy się o życie biednego, pobiegła na ratunek bezprzytomna, nie myśląć że pierwsza mogła paść ofiarą zjadłéj tłuszczy. Ktoś ją przecie litościwy powstrzymał, a żołnierze nie dopuścili gwałtu nad powierzonymi im skazańcami ścisnąwszy się dokoła; rozstępowali się tylko śmiejąc, aby całe błoto, kamienie, śmiecie i pomyje spadły na tych, dla których były przeznaczone.
Gdy się to rozpoczynało, Jeremi poważnie obrócił się do swoich wołając:
— Panowie, nie potrzebuję wam przypominać, że męztwem jest najwyższem, zachować zimną krew i cierpliwość, zimna krew i wzgarda, jedni tu mogą zwyciężyć, gniew byłby spodleniem...
Ale głos jego natychmiast zagłuszyła wrzawa a żołnierz z boku doń przyskoczył uderzając kolbą i zmuszając do milczenia.
Nie wiadomo czy skutkiem tych kilku słów czy