do ostatka i siłę i godność... Upokorzyć i zgnieść chcieliście nie przejednać.
— Wyście nas do tego zmuszali...
— Fatalizmy! fatalizmy! westchnął Jeremi... napróżno byśmy teraz obżałowywali przeszłość niepowrotną... Chcieliście zgnieść i gniotąc wyrobiliście w nas potężnego ducha, nie skarżcież się nań, to dzieło wasze... Umielicie wyfrymarczyć, zagarnąć, nie potrafiliście rządzić, wielkość wasza territoryalna zaślepiła was... wyobraziliście sobie, że wasze 40 milionów poddanych silniejsze są niż dwakroć sto tysięcy ludzi!
— Ale te miliony was zgniotą...
— Zgniotą... zgniotą... rzekł Jeremi, a stanie się to czego nie spodziewacie, że ze zgniecionych stu wyrośnie żywych tysiąc, że z Moskali porobią się Polacy, że w szeregach buntowników walczyć będą wasi żołnierze, że ostatecznie nie Moskwa da Polsce niewolę, ale Polska Moskwie swobodę...
Zamilkli.
— Radziłbym wam, pod te ciężkie czasy, odezwał się po chwili jenerał, nie tak obszernie o tém rozprawiać... Szczerze mi was żal, nie zrozumieją was i — posadzą w cytadeli...
— Mówiliście mi już o tém, spodziewam się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.