rym w istocie władała jego żona, sekretarz którego ona protegowała i pełnomocnik jéj Pułow.
Ponieważ brat sprawnika, także dziecko żołnierskie, dosłużył się był w Petersburgu wyższéj rangi i przez niego miał jakąś protekcyą stary Zyżyn, miał więc i pewną siłę, która go podtrzymywała, mimo niezadowolnienia powszechnego, gdyż urzędu swego używał więcéj na rzecz swoją niż cara jegomości. W ogóle w Rosyi pojęcia obowiązków publicznych są dziwnie wykrzywione, widzą w nich sposób do życia tylko, do zbogacenia się, a nie posługę społeczeństwu. Zyżyn téż wcale nie myślał o tém jak zarządza powiatem, ale tylko co mu to przynieść może, a mimo zdzierstwa nielitościwego żona jeszcze wymawiała mu nieustannie, że sobie w niczém rady dać nie umie i że gdyby nie ona, nie mieliby chleba kawałka. Passyą Zyżyna była gra... otoczony podwładnymi grał obyczajem satrapów, każąc sobie płacić gdy wygrywał, nie uiszczając się nigdy z przegranych. Czyniło to grę i bezpieczną i dosyć zyskowną, a uniknąć jéj z nim nie było podobna, bo mścił się niełaską na upartych.
Horodniczy Sawelin, nieżonaty, kobieciarz, hulaka, otyły burłak, był Don Żuanem miasteczka
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/292
Ta strona została uwierzytelniona.