Marya i Juliusz wydali mu się wyjątkiem, ale ich badać postanowił. — Grają przedemną komedyą stoicyzmu, pomyślał w duchu.
Próba którą na Juliuszu uczynić postanowił była nieludzką, ale zdała mu się usprawiedliwioną, bo nie potrzebował kłamać aby ją dopełnić. Marya odeszła na chwilę, Juliusz pospieszył z zapytaniem.
— Jakże ją znajdujesz doktorze?
— Nie będę wam krył, bardzo źle, odparł Sacharow — nasz klimat dla tego rodzaju chorób piersiowych bywa zabójczy, droga pogorszyła stan... Mogę się mylić i daj Boże bym się mylił, ale zdaje mi się że sztuka lekarka nie ma środków któremi by ją ocalić mogła... Podróż na Maderę, do Nicei...
Juljusz stał blady i nie rzekł słowa, doktor wpatrywał się w niego bacznie, długo i postrzegł tylko drzenie muskułów w jego twarzy.
Słowa nie rzekłszy więcéj rozstali się.
— Jestem okrutny, mówił sobie w duchu Sacharow wracając do domu, cóżby mi kosztowało odpowiedzieć ni to ni owo, a zostawić mu nadzieję? Człowiek ten nie jęknął, cywilizacya więc nie wszystkich zmiękcza i obiera z siły, nie wszyscy, jak ci trzéj, dostają waryacyi, melancholii lub nieuleczonéj choroby!!...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.