Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.

szczególny wypadek który im trzeciego dał towarzysza.
W parę miesięcy po śmierci Maryi, jednego poranka kibitka pocztowa zrzuciła wpośród rynku starego, siwego ale krzepkiego jeszcze jegomości, którego zdano na łaskę Bożą, aby sobie mieszkania wyszukał. Był to staraniem jakichś przyjaciół ułaskawiony na wygnanie Jeremi... Dziwny traf losu tu go zapędził.
Starzec mimo kłopotliwego położenia swego, bo pora była niemiła, dzień dżdżysty i wietrzny, zdawał się w najlepszym humorze, i uśmiechał widząc przed sobą zamykające wszystkie drzwi i rozstępujących mieszkańców, którzy w nim zaraz poznali nienawistnego Polaka. Horodniczy ze zwykłem sobie grubiaństwem dał mu do wyboru nocować w turmie, na odwachu, lub gdzie mu się będzie podobało, nie czując obowiązanym wcale szukać dlań kwatery. Tłumoczki leżały na mokréj ziemi, stary zacierał ręce, gdy nadbiegł Blum, który przywitał Jeremiego jak znajomego.
Szanownego rodaka! z któregoż świata WPan Dobrodziéj przybywasz?
Stary popatrzał nań, poznał go, przypomniał sobie i przeczuł w nim warjata.