Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.

szył jak abyśmy kto jak może, słowem, czynem, cierpieniem, jękiem apostołowali...
— To jest wasze przekonanie? spytał zdumiony Sacharow, jak to? po wyludnieniu kraju, po otrzymaném przez nas stanowczém zwycięztwie, po tylu doznanych klęskach, po widocznym upadku, wy marzycie jeszcze o powodzeniu waszego apostolstwa?
— Nie marzym, szanowny doktorze, ale jesteśmy go pewni, odparł Jeremi, walka dopiero się rozpoczyna taką, jaką ją Opatrzność mieć chciała, nasza nieopatrzna młodzież poszła z wami na kułaki, ale to był wstęp do rzeczy, który spowodował wygnanie i właściwsze spełnienie naszéj missyi. Oto co było heroicznego zginęło na polu sławy, co było lichego i małodusznego to poszło na edukacyą głodu, upodlenia i nędzy za granicą, a co było siewaczy i mężów przyszłości wyście sami rozesłali po Rossyi dla nawracania jéj. Przypomina to zawsze tylekroć cytowaną bajkę o diable, który ziarno posiane przez człowieka kopytem zagrzebł w ziemię, sądząc że je stratuje... tymczasem przyspieszył tylko zejście i wzrost jego...
Sacharow milczał tak był zdziwiony...
— Ale my was stratujemy i zgnieciemy! rzekł.
— Nie, odparł spokojnie Jeremi, my jak wy