Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.

gnienie podbojów, z któremi potém inaczéj jak exterminacyą rady dać sobie nie możecie...
Sacharow stał i słuchał, ale kraśniał cały, powoli każda myśl raniąca go, wpijała mu się w łono, wybuchnął nareszcie.
— Surowe to są słowa, zawołał, spodziewam się, że mi równie otwartych za złe nie weźmiecie.
— Nie jesteście narodem apostołów, bo nawet nieszczęścia wasze nie zdołały was z wad narodowych oczyścić. — Wszystkie stare grzechy, które odpokutowaliście może rozszarpaniem i niewolą pozostały jak spadkowa choroba po dziś dzień we krwi dzieci. — Nieopatrzni, płosi, zarozumieli, lekceważący wszystko, gorący na chwilę a słabnący, gdy dłuższéj i powolnéj potrzeba pracy, gdzie macie siły do posłannictwa cywilizacyi któréj nie możecie się nazwać ostatecznym wyrazem. — Ze zgniłego owego zachodu, wy jesteście może najprzegnilszą cząstką.
— Wszystko to jest po części prawdą, odparł Jeremi uśmiechając się, ale mimo wad naszych wszystkich, mamy to, czego wy mimo cnot i energii waszéj nie macie, mamy poczucie dobra, cześć dla niego, poszanowanie człowieka i jego swobody... — ideę prawa.