Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/319

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla czegoż z tém poczuciem swobody człowieka nie daliście jéj wieśniakowi waszemu, od 1791. roku o niéj prawiąc?
— Wina nasza, macie słuszność rzekł Jeremi, dla tego dzisiejsza pokuta domierzona barbarzyńskiemi rękami waszemi słusznie się nam należała... Na to zgoda... Ale zubożała szlachta nasza którą jako plugawstwo na miazgę chce zetrzeć wasz socyalista Milutyn, odrodzi się ubóstwem, pracą, tyranią waszą. Zginie jéj dużo, lecz to co wyjdzie z próbierczych ogni, będzie jak stal niepokonane i hartowne... Opatrzność kochany panie, dokonuje cudów o jakich się nie śniło nawet najsprytniejszym racyonalistom, oto z ludzi na własnéj ziemi rozpieszczonych, nieużytecznych, rozpróżnowanych, na obcéj, wśród wygnania stwarza męczenników, apostołów, pracowników i wyznawców prawdy. Widziałem ludzi co szli ze mną skuci na jednym łańcuchu, którzy wyszli z domu upadli na duchu a czerpali go w nieszczęściu, a spotężnieli nędzą...
Myślicież iż sto tysięcy ludzi z których każdy w swéj piersi niesie jakąś cząsteczkę narodowéj prawdy zdobytéj wiekami, nie czyni skutku, nie wywrze wpływu na wasze kraje? Mylicie się... Chcieliście nas karać, podnieśliście nas, uświęcili, zrobi-