Obok niego stał gospodarz, mężczyzna łysawy, twarzy nieokreślenie pospolitéj, na niéj nic wyczytać, nic nie było można odgadnąć; życie tam pracowało na to, aby przed światem zakryć co się działo w duszy. Był to jenerał, ale z tego gatunku pospolitego, który się określić nie daje. — Nazwiemy go po imieniu Iwan Iwanowicz... Nie należy jednak sądzić, by pospolite nazwanie kryło zwyczajnego człowieka. W Moskwie najznakomitsi ludzie pracują na to, aby się w nich nikt niebezpiecznego talentu nie domyślił. Nicość kryje często drogą minę złota. Jak dawniéj Żydzi kryli się ze skarbami, tu często niewolnicy z talentem ukrywać się muszą; zgnieciono by ich, gdyby głową wyszli po za urzędową miarę dozwoloną.
Drugi jenerał był mały, kaszlący Niemiec hrabia... człowiek zżyty, zużyty, blady, ruchawy, ale w pretensyach. Miał wzorem Adlerberga poczernione włosy i faworyty, i strój bardzo staranny. Uchodził za wielkiego polityka, głowę potężną... żałował że mu się nie dostało służyć w dyplomacyi, czytywał coś czasem drzémiąc i pełno miał oklepanek na usługi w rozmowie, któremi głębokim się dla płytkich przedstawiał. Rozum jego jak włosy był téż farbowany i zapożyczony...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.