rząd bez opinii i prassy się obejdzie, ażeby sobie tworzył nową siłę, za któréj potem kierunek ręczyć nie może... o! o! byłoby to bardzo nieoględnie.
Artemjew zaciął usta i począł się cofać.
— Ale któż mówi o sile... ile rząd da i uzna za potrzebne użyczyć nam... to jest mylę się, prasie, siły... tyle jéj mieć będziemy... Juścić się to rozumie, że jest... że mogłoby być w tém... pewnego rodzaju niebezpieczeństwo... ale fałszywą miarą cudzych krajów nie mierzcie naszą świętą Rossyą, w Rossyi posłuszeństwo władzy jest we krwi... u nas nikt się z niego wyłamywać nie myśli.
Rozmowa zwichnięta na chwilę się wstrzymała, Żywcow na nowo ją rozpoczął.
— Moje zdanie nie przeważy jak widzę, rzekł, zrobicie jak postanowi większość która nie będzie za mną, ale przekonania nie zmienię. Rossya okryje się hańbą prześladowania, obleje krwią, stanie się odrazą cywilizowanych narodów, a tym sposobem, okrucieństwami i uciskiem, nic z Polakami nie zrobi. — Dobre to było na Czerkiesów, ale tu nie jesteśmy na Kaukazie, to nieszczęście nasze że w Wołogdzie, w Kiachcie, w Tyflisie, Orenburgu i Warszawie chcemy jednym rządzić sposobem.
To rzekłszy wstał i milczenie nastąpiło przery-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.