Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

ale teraz pora jeśli kiedy... niech się tu burzy... niech gotuje...
Zatarł ręce...
— Polakom nie trzeba przeszkadzać, dodał, owszem, owszem niech popróbują... jabym im sam dał broni, zrobić nam nic nie zrobią, ludu za sobą nie mają... a dla nas w samą porę się wybrali... Czy może być lepiéj?
Zaczął się śmiać patrząc na Nikifora Piotrowicza, który był wylękły i siedział zdumiony.
Artemjew położył palec na ustach.
— Rozumie się, rzekł, to między nami, sprawa domowa... nie gadać o tém... Głupie kniazie i bojary sami nam dopomogą... nie domyślą się, a gdy się opatrzą będzie zapóźno... Nie potrzebny nam już Hercen i Ogarew... damy sobie rady sami... Nim nas wstrzymają, tak dobrze na kieł weźmiemy że uzdy już nie nałożą...
Mówił to więcéj prawie do siebie niż do swego towarzysza który okazywał rzucanemi do koła wejrzeniami wielki jakiś niepokój. — Artemjew był wesół nad wyraz.
— No! jak myślicie, spytał siadając, będzie u nich rewolucya? musi być? Gorczakow ją zrobił, a Wielopolski dokończy...