— Alexandrre Alexandrowiczu, zawołał Nikifor... ja tam téj waszéj głębokiéj polityki nie rozumiem, ja prosty człowiek, mnie słuchać i pisać co przykażą — ale z Polską źle — o źle!
— To dla nas dobrze! słyszysz! to dla nas doskonale! niech zrobią rewolucyą, niech się ona ciągnie, niech sobie mydlą oczy pomocą Europy, zdusimy ich gdy zechcemy, a tymczasem nagotujemy się do wielkiéj sprawy! I nie będzie w Rosyi tylko chłop i car... tylko car chłopski... a bojarom...
Ręką posunął po gardle i rozśmiał się.
— Szlachta nasza już przyduszona, dodał, ogłupiała... nie potrafi się oprzeć gdy zaczniemy szumieć patryotycznie na Polaków, musi nam pomagać jeszcze, nie postrzeże się nawet że o jéj skórę idzie... tymczasem naostrzemy noże...
— Alexandrze Alexandrowiczu — wyście wielkim człowiekiem! krzyknął Nikifor ręce składając, ale i oni... o! oh nie głupi!
— Oni wcale nie są głupi ale pieszczone dzieci, zdaje im się, odparł Artemjew, że ich nic obalić nie potrafi, że są podporą tronu, a nie widzą że dla nich w świętéj Rosyi miejsca nie ma... To niemiecki koncept ta arystokracya... na co nam te
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.