Popatrzyła na niego z progu, milcząc, i rozśmiała się głośno.
— Alexander Alexandrowicz tak to dobrze pamięta swoich starych przyjaciół? zawołała podając mu rękę... Jakto nie poznajecie mnie?
— A! przebaczcie Maryo Agathonówna! to wy! wy to!
— I z niecierpliwości widzenia was, narażając się na kompromitacyą, sama na wieczór zaprosić przychodzę...
Mamy z sobą do pomówienia... szepnęła mu na ucho. — Mieszkam nie opodal na Krakowskiem... numer... pierwsze piętro... czekam na was wieczorem...
— Ledwie oczom moim wierzyć mogę... cóż tu robicie?
— Powiem wam... nie ud dawna jestem tutaj... byłam za granicą... Pytajcie o mnie pod nazwiskiem pani de la Rue... potrzebowałam zmienić imie... rozumiecie... Czekam o ósmej...
Ceremonialnie odprowadził ją aż na wschody, szepcąc po cichu Artemjew, i powrócił nazad zadumany... trąc włosy...
— To jednak dobrze że ona tu jest, rzekł do Nikifora... nie znacie Maryi Agathonównéj?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.