Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

Gospodarz uśmiechnął się smutnie.
— Nie płaćże mi za to, co zapłaty nie prosi, rzekł powolnie, uczyniłem z serca... sercem się tylko nagrodzi uczucie...
— Tak, ale całém sercem, dodała żywo kobieta, patrz, stając przed źwierciadłem i rozrzucając włosy ze skroni, ja już nie jestem tym kwiatem z którego usta rozpustników starych spiły pierwsze wiosny oddechy, znużenie, znękanie, smutek, boleść, tęsknota porysowały mi marszczki przedwczesne na twarzy, gorsze na sercu... a dotąd nie spotkałam człowieka i nie kochałam nikogo — prócz ciebie. Tyś pierwszy, ty będziesz ostatnim i jedynym. Wzgardę miałam dla ludzi, bo ci co mnie dotąd otaczali tylko jéj warci byli... Czasem wśród szału odezwało się w którym z nich nie serce, jakieś uczucie szlachetniejsze, ale na trwanie jego jak na promyk jesiennego słońca nie można było rachować! Dla żadnego z nich nie byłam kobietą, nie byłam człowiekiem... myślałam w rozpaczy że świat pusty i tych ludzi o jakich marzyłam nie ma na nim... aż spotkałam ciebie...
— Maryo, rzekł powoli gospodarz... nie wynoś biednéj ruiny pod któréj resztką przytuliłaś się od