Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet... ni z kim działać, wybuch jet nieuchronny, jet prawie dokonany... nikt mnie nie zrozumie... stanie się co Bóg dla Polski przeznaczył...
— Ale nie mogliżbyście powstrzymać! zawołała kobieta.
— Nie! podżega nas namiętność, okoliczności, sam rząd i sposób w jaki w ostatnich czasach obchodzono się z nami... nie mamy rozumu... jesteśmy rozjątrzeni! ślepi... Połowa kraju przynajmniéj widzi doskonale następstwa i nieuchronny upadek, ale na oślep idzie, aby dowieść że gdy o kraj idzie ofiary nie poskąpi. — Ja rozumiem dobrze iż nam u siebie rewolucyi robić nie było potrzeba ale za ostygłego i tchórza mnie ogłoszą, gdy to powiem. Nie ma sposobu...
— Coś strasznego więc gotuje się! szepnęła kobieta... czuję to po ich uśmiechu... podobnym do oblizywania się dzikiego zwierzęcia gdy świeżą pastwę poczuje...
Mężczyzna nic nie odpowiedział, ale sposępniał. —
— Nie mierzmy dziejów życiem naszém i boleścią własną, rzekł — poginąć nam potrzeba to poginiemy... świat przecie nie zginie i Polska nie zginie póki w jéj łonie poczucie wielkich przezna-