jeszcze obyczaj nowszy nie zmienił starego żywota... są rodziny które od kilku pokoleń nie wynosiły się z ciemnych kącików swych mieszkań, chyba ciemniejsze jeszcze mogiły na cmentarzu...
Marya szukając jakiéjś przeszłości całą nadzieję pokładała widać w tém przywiązaniu ludzi do murów, stanęła przed jedną kamienicą o dwóch oknach z frontu i patrzała długo na nią. Nad wnijściem zalepiony farbą, którą był od wieków pokrywany, stał ledwie widoczny bocian... pamiętała go od lat dziecinnych, i te drzwi z kratką u góry, i wyżłobiony wschód kamienny u progu, i zakratowane okna dolne, i poddasze z jego trzema wystawkami i chorągiewkę na dachu z rokiem 1701... stała tu i wnijść nie śmiała wewnątrz; młode dziewcze z konewką próżną ukazało się w progu. Na widok téj pięknéj pani nieruchomo stojącéj, zapatrzonéj — zatrzymało się także z dziecinną ciekawością.
— Jak ci na imie moja dzieweczko? spytała ją Marya głosem drżącym.
— Mnie pani? Emilia...
— A mieszkacie w téj kamienicy?
— A juści, pod bocianem, proszę pani...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.