Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

Rysy jéj twarzy pomarszczonéj, przywiędłéj, były jakby zamarłe i stężałe... Z oczyma wlepionemi w ziemię szła staruszka drogą znaną nie patrząc przed siebie, zamyślona, zatopiona... jakby już do świata żywych nie należała.
Marya ustąpiła się jéj z drogi z uszanowaniem, drżąca i skinąwszy na dziewcze aby nic nie mówiło, co Emilka doskonale zrozumiała; poczekała aż staruszka dodreptała do progu. Tu postrzegła dopiero wnuczkę podniosłszy głowę.
— A ty mała! rzekła głaszcząc ją pod brodę... co tu robisz? hę? może darmo oczy wytrzeszczasz? po coś to sama wyszła po wodę, toć to ciężar taka konew dla ciebie, mogła była Agata przynieść, a ty byś pończochę robiła...
— Ej, babusiu, toć mi się chce choć przewietrzeć! a tu woda pod bokiem, z okna widać, nie ucieknę daleko...
— Tylko mi zaraz powracaj! odezwała się stara z westchnieniem, a nie baw się, nie baw, dziecko moje... to nic potém.
Gdy Bartłomiejowa wchodziła powoli spoczywając na górę, Marya przepuściwszy ją nieco, poczęła iść za nią, krokiem jednak mniéj może pewnym