ściła matkę i zakrwawiła jéj serce i wyrzekła się gniazda swego, aby weselszém żyć życiem z obcemi. Porachuje on łzy nasze, łzy matki i łzy późne dziecięcia...
— Bracie, odezwała się raz jeszcze Marya... pamiętaj byś nie żałował okrucieństwa swojego...
Wyrzekła to łkając, a rzemieślnik widocznie się zmięszał, spojrzał na starą matkę... która płakała — i zamilkli wszyscy...
W tém kobieta odsłoniła twarz i oczy zaczerwienione od łez, do progu z pokorą odchodząc.
— Bóg mnie tu prowadził, odezwała się powoli, abym zasłużoną odebrała karę... a matce i bratu dał w serce nieczułość aby oni ją domierzyli na mnie. Tak! zasłużyłam na nią i przyjmuję ją... i błogosławię wam... ona może zdejmie ze mnie choć odrobinę zgryzoty na którą cierpiałam i cierpię. — Dziéj się wola Boża!... bądźcie zdrowi, idę zkąd przyszłam, nie ujrzycie mnie więcéj. Niegodną jestem chwili przebyć pod poczciwym dachem który widział pracę waszą i łzy wylane za dzieckiem... Niech Bóg da wam zapomnieć o nieszczęśliwéj, która nigdy...
Tu płacz przerwał jéj mowę, uchyliła drzwi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.