Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.



Kilka miesięcy upłynęło do tego czasu, w którym powieść nasza się poczęła; kraj cały miotał się w tym bohaterskim wysiłku, który łzami i krwią tak okrutnie przelaną miał się skończyć; wszyscy biegli dowieść téj gotowości dzieci do obrony matki, z któréj nie korzyści dla niéj, ale czci tylko należnéj sobie się spodziewali. Tak jest, nie było rachuby w poświęceniu, ale wesoła ofiara bezprzykładnie wielka, bo żadnéj nie pożądająca nagrody. Czas i ludzie uczynili ją jeszcze większą, odmawiając jéj nawet uznania.
Nie godzi się łudzić, uznania tego nie mieliśmy, staraliśmy się o nie, przyjaciele nasi nieliczni pracowali nad tém aby je wyrobić, Europa pozostała zimną, niecierpliwą, prawie niechętną. Wśród salonowego żywota a raczéj wśród warsztatowéj pracy handlarskiego świata, narobiliśmy bohaterskiego hałasu, nikt nie przeczył żeśmy mieli po sobie słu-