poszedł z prośbą. Hrabia z kpem go precz odprawił — nie chcąc mieć do czynienia z Sumakiem.
Wrócił tedy p. Dyonizy, zwiesiwszy nos, do domu. Był tego przekonania, że zdać się musiał na łaskę lub niełaskę.
— Juści — gębę mam, tej mi nie stuli — mówił w duchu: — Stanie się dziecku krzywda... i nie zechce wynagrodzić — to go choć po sądach będę ciągać. Nie daruję.
Do Leśniczówki przybywszy, Sumak żonie oświadczył:
— Rób sobie, co chcesz... ja nie będę pomagał i nie będę przeszkadzał... Biedyśmy się dosyć najedli... coś się trafia... człek się chwyta ostatniego... Wola Boża...
Westchnął, napił się — i trzeciego dnia postanowił nie być w domu.
Scholastyka na ten dzień i sama najpoczwarniej się przystroiła i córkę zmusiła do ubrania się, a włosy jej, dla lepszego połysku, szpikiem na ten cel zachowanym, wysmarowała...
Steńka płakała ciągle...
Najdziwaczniejsze myśli błąkały się jej po głowie; lecz, mimo świetnej zapowiedzi losu, jakiegoś nadzwyczajnego, strach, przeczucie przyszłości ciężkiej — nie dawało jej się uspokoić. Człowiek ten, co się jej mężem być obiecywał, postać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/134
Ta strona została skorygowana.