Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

kąś niby pańską, poświńsku ją sobie urządzi. Będzie się, i o jadło, i o sukienczynę, i o wszystko targował. Wyrachował, że zawsze mu taka żonka taniej wyjdzie, niż najmniejsza szlachcianka — no, i nic wymagać nie będzie miała prawa...
Ciekawym, co dalej...
Nazajutrz Antek przysłał zapowiedziane śpiżarniane zapasy na odżywienie dziewczyny. Rzucono się do sanek dobywać, bo, rozumie się, iż cała rodzina odżywiać się też niemi spodziewała. Nie było w nich nic wykwintnego, ani wielkiego zbytku, lecz i to dla Sumaków wiele znaczyło.
Hrabia, który jadał z parobkami, dla innych też łakoci nie myślał dostarczać. Scholastyka zauważyła w milczeniu, iż żadnego napoju, żadnej butelczyny nie było. Znalazła tylko trochę kawy i cukru, który w myśli przeznaczyła do swego napoju.
Na saniach przysłana była stara dworka, niegdy kucharka, dziś gracyalistka, która miała staranie o bieliźnie Antka i hrabiego. Łączyły ją podobno niegdyś bliższe z pierwszym stosunki. We dworze zwano ją Czumadrychą; był to szpieg i donosiciel, którego nie cierpiano.
Czumadrycha oświadczyła, że jest dla usługi panience i że jej pozostać tu kazano aż do odjazdu panienki, co się Scholastyce wcale nie podo-