— Imię pańskie i nazwisko... imię panny...
Kwiryn się zadumał nieco. Teraz, gdy umowa stanęła, nie widział potrzeby tajenia się z należnym mu tytułem, i zwolna wycedził.
— Kwiryn, hrabia... ze Skomorowa.
Piszącej pióro z ręki wypadło; podniosła głowę, zdziwiona. Uśmiechał się tryumfująco hrabia.
— Tak, tak, rzekł — mam ten tytulik... ale to do rzeczy nie należy, pannie zaś imię Faustyna Sumakówna.
Zmieniło to znacznie położenie: panna Adela stała się natychmiast grzeczniejszą, ale hrabia pozostał, jak był... Warunki były umówione, kontrakt spisany — wszystko skończone...
Panna sobie tego przebaczyć nie mogła, iż się w nim, nawet po usłyszeniu nazwiska, excentrycznego hrabiego nie domyśliła.
— Kiedyż będę miała przyjemność? — spytała.
— A! wątpię — odrzekł hrabia — aby to pani przyjemność sprawiło wielką, tego wilczka dostać... Przyślę ją tu natychmiast po powrocie do domu i pod kwit acani dobrodziejce zdać każę. Tymczasem, dla oszczędzenia przesyłki pieniędzy, półroczną kwotę składam, i — także o kwit upraszam.
Panna Adela śmiała się już, przymilając.
— Cóż to pana hrabiego skłoniło do tego dobrego uczynku? — spytała.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/156
Ta strona została skorygowana.