— To? — to są moje książki i papiery, z których się uczyłam — odparła Steńka spokojnie.
— Któż waćpannie pozwolił się uczyć samej i potajemnie?
— Sądziłam, że, będąc tu dla nauki, powinnam z pobytu mego korzystać.
— Ach! — odparła szydersko p. Adela — widzę że waćpanna nietylko zachowałaś te przymioty, któreś z sobą przyniosła, aleś tu nowych nabrała! Winnaś jednak wiedzieć, że przed nauką, przez dewszystkiem idzie tu, u nas, posłuszeństwo. Waćpanna nie władasz sobą, nic nie możesz czynić własną wolą i pomysłem. Waćpanna nie wiesz do czego jesteś przeznaczoną i co jej jest potrzebne.
Steńka spojrzała bystro — i zacisnęła usta.
— Właśnie opiekun jej, hrabia, nie dla nauki ją tu oddał, ale dla złamania krnąbrności, dla wdrożenia do posłuszeństwa.
— Przepraszam panią — odezwała się Faustyna. — Mój opiekun widział mnie ledwie parę razy w życiu, i ani względem niego, ani względem rodziców ja nigdy krnąbrną nie byłam.
— Proszę mi nie odpowiadać! — krzyknęła panna Adela.
Steńka, usłyszawszy to, wolnym krokiem skierowała się ku swojej alkowie.
— Proszę stać i słuchać — dodała gniewnie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/186
Ta strona została skorygowana.